(Życie FŁT wydanie specjalne 15-30 kwietnia 1984r.)
W pierwszym tygodniu wojny, tj. 6 września 1939 r., budowa fabryki i osiedla została przerwana. Rozpoczęła się akcja ewakuacyjna. Nie rozpakowane jeszcze maszyny i wiele zerwanych z fundamentów załadowano na wagony i w czterech transportach wysłano w kierunku Krzemieńca.
Ludzie zatrudnieni przy załadunku w powojennych opowiadaniach szacowali, że zdołano wyekspediować z fabryki około połowę posiadanych przez nią maszyn.
Dokąd dotarły transporty z maszynami dokładnie nie wiadomo. Ewakuację przerwano 13 lub 14 września, a dyrekcja z niewielką grupą pracowników wyjechała do Krzemieńca na Wołyniu. Przed wyjazdem dyrekcji znaczna część pracowników fabryki otrzymała odprawę finansową w wysokości trzymiesięcznych poborów.
Obronę czynną fabryki w czasie wojny miały zapewnić dwa przeciwlotnicze karabiny maszynowe ulokowana na budynku nr 12, których obsługę stanowiło kilku podchorążych. W czasie ataku lotniczego 2 września 1939 roku Niemcy bombardowali głównie fabryczną sieć torów kolejowych prowadzących do kolejowej bramy wyjazdowej.
Okupacja niemiecka w Dąbrowie Bór rozpoczęta się 15 września 1939 roku. W tym dniu wojska okupanta wkroczyły w rejon Kraśnika. Za oddziałami frontowymi przybyła grupa specjalna, która dokonała oględzin fabryki. Jednak niemal do końca 1939 roku, nadzór nad majątkiem fabryki sprawowały kwaterujące tu niemieckie oddziały wojskowe. W tym czasie przebywali tu jeszcze nieliczni pracownicy przedwojennego kierownictwa fabryki (np. Hentel, który rozsprzedał pracownikom część węgla z elektrociepłowni na zaopatrzenie zimowe, a Tadeusz Borkiewicz wypłacił w końcu 1939 r. pewną ilość zapomóg tym pracownikom, którzy znaleźli się w ciężkiej sytuacji materialnej. Inż. Zubrańskiego Niemcy zaangażowali do konserwacji sieci wodnokanalizacyjnej.
Poza wyżej wymienionymi okupacja zastała część kierownictwa byłej firmy Rudzkich i S-ka. Firma ta w niewielkim zakresie wznowiła nawet swoją działalność, ile w Dąbrowie Bór nie egzystowała już długo, gdyż jej kadra wyjechała wiosną 1940 r. Nieliczni, którzy pozostali mieszkali w barakach pofirmowych, między obecną ul. Langego, a drogą do Urzędowa. W końcu 1939 roku przyjechała grupa Niemców z firmy HEINCKEL. Najprawdopodobniej znali już oni decyzję, że produkcja dla której fabryka była budowana nie będzie uruchamiana. Na taką decyzję wpłynęło prawdopodobnie to, że pozostawiony przez Polaków park maszynowy był bardzo niekompletny. Ponadto nie było tu jeszcze załogi przygotowanej do podjęcia pracy produkcyjnej związanej z fabryką mieszkaniami.
Znajdujące się w fabryce maszyny wywożono od wiosny 1940 roku do Niemiec — jedne w charakterze złomu, inne w stanie użytecznym. Tylko niewielką ilość maszyn zgromadzono w hali nr 6, gdzie firma Heinckel przewidywała uruchomienie remontu samolotów. Na razie jednak samolotów nie remontowano, natomiast w podziemiach „szóstki” urządzono magazyny żywnościowe dla zaopatrzenia wewnętrznego, a w hali wojsko dorywczo remontowało swoje pojazdy.
Latem 1940 roku niemiecka firma, zatrudniająca głównie Żydów z Kraśnika, przystąpiła do rozbiórki ogrodzenia zewnętrznego fabryki. W końcu 1940 roku urządzono w hali nr 4 wojskowe magazyny żywnościowe, w magazynie nr 16 — obok hali Głównego Mechanika – piekarnię wojskową, a obok niej wędzarnię. W końcu tego roku wzrosła ilość kwaterującego tu wojska, sprzeczne są informacje czy rozbiórki hali nr 7 dokonano w 1940 r. czy 1941 r. Pewne jest jednak to, że rozebrano ją aż do posadzki, a konstrukcję przesłano do zarządzanych przez Niemców zakładów „H. Cegielski” w Poznaniu.
Późną wiosną 1941 r. na terenie fabryki, osiedla mieszkalnego oraz w lasach i okolicznych miejscowościach kwaterowały bardzo duże grupy wojsk niemieckich, koncentrowanych tu przed atakiem na Związek Radziecki. Po wymarszu wojska na front wschodni firma Heinckel przystąpiła do remontu zwożonych tu kadłubów samolotów. W związku z tym przybyło więcej pracowników tej firmy, którzy zamieszkali w fabrycznym osiedlu. W budynku administracyjnym nr 2 istniała w tym czasie szkoła lotnicza.
W 1941 roku demontowano też urządzenia elektrociepłowni, ale tak, by nie rozmontowywać ich na drobne elementy. Zniszczeniu uległa więc znaczna część budynku elektrociepłowni. Natomiast dla ogrzewania hali nr 6 rozpoczęto w tym roku budowę małej kotłowni między halą 6 i 4.
Od sierpnia 1941 r. kilka hal fabrycznych (np. 2, 3, 5) pozostawało w dyspozycji niemieckiego przemysłu młynarskiego, który zorganizował w nich magazyny zboża kontygentowego (Getreidelager).
W jesieni tegoż roku na obszarze osiedla mieszkaniowego (na południe od obecnej stacji CPN i magazynu WPHS) rozpoczęto kopcowanie dużej ilości ziemniaków kontygentowych, zwożonych z kilku gmin. Co wiosnę okoliczna ludność musiała ziemniaki te przebierać i ładować do wagonów, którymi wywożono je do Niemiec.
Nie ma natomiast całkowitej pewności co do tego, czy istniejący w Dąbrowie Bór obóz żydowski zorganizowany był w 1941 r. czy w 1942 r., natomiast są zapisy, że był on filią obozu koncentracyjnego na Majdanku. Wiadomym też jest, że Żydzi więzieni w obozie byli zatrudniani przy różnych pracach w fabryce. Początkowo obóz żydowski zlokalizowany był między obecną ulicą Mickiewicza i na południe od ulicy Dąbrowszczaków. W następnych latach przeniesiony został do baraków przy ogrodzeniu fabryki, na wschód od obecnego terenu nowej kulkowni.
Oprócz Żydów od 1942 roku pracowali w fabryce przymusowo Junacy (tzw. „Baudienst”) oraz niewielka grupa jeńców radzieckich. W 1942 roku część funkcji ochronno-wartościowych wykonywanych dotychczas przez Niemców (Werkschutz) zaczęły pełnić oddziały wielonarodowościowe, przez okoliczną ludność nazywane „Ukraińcami”. W małej kotłowni pracowała krótko grupka Czechów, a w hali nr 8 jakieś prace przez kilka tygodni wykonywali Francuzi.
Latem 1943 r. na kilka tygodni ogrodzono halę nr 2 i umieszczono tam Polaków aresztowanych w czasie pacyfikacji w okolicach Zaklikowa i Borowa. Większość więzionych przebywała na parterze tej hali, a część prawdopodobnie tych bardziej podejrzanych w piwnicy. Po odtransportowaniu więźniów wagonami w nieznanym kierunku, zlikwidowano ogrodzenie. Dociekliwi pracownicy — Polacy zastali w piwnicy ślady krwi, a jak twierdzą niektórzy, obok hali było kilka mogił, z których ciała zabrane zostały przez rodziny po wyzwoleniu.
W początku 1944 roku w fabryce ulokowały się dwie grupy remontowe pojazdów wojskowych. Jedna grupa remontowała samochody, a druga pojazdy gąsienicowe. Polacy nazywali je „Giekamot”, prawdopodobnie była to nazwa spolszczona i skrócona. Od wiosny tegoż roku Niemcy likwidowali kopce ziemniaczane, potem magazyny zboża, a następnie żywnościowe magazyny wojskowe. Zlikwidował też swoją działalność oddział firmy Heinckla. Z osiedla wyjechali mieszkający tu Niemcy. Najdłużej pracowały w fabryce grupy remontujące pojazdy wojskowe. Obserwując stopniowo następującą ewakuację uciekali junacy, a także cywilni pracownicy — Polacy. Ci cywilni Polacy w czasie pracy zdobywali tu amunicję dla partyzantów, głównie z pojazdów przywożonych z frontu.
Niejasny jest los reszty znajdujących się tu Żydów, a byli podobno wśród nich specjaliści — elektrycy, mechanicy i inni fachowcy. Znane są opowiadania, że resztę Żydów skierowano do obozów zagłady, ale są też i takie, wg. których Żydów popędzono za Wisłę, a stamtąd skierowano do fabryk w Czechach.
„Ukraińcy” w ostatnich dniach okupacji otrzymali rozkaz wycofania się za Wisłę, ale podobno zaistniały wśród nich rozbieżności co do wykonania rozkazu i doszło między nimi do strzelaniny. Ostatni Niemcy w Dąbrowie Bór, to wojsko frontowe wycofujące się w kierunku Wisły.
Spośród wielu narodowości, które w czasie okupacji przewinęły się przez Dąbrowę Bór i fabrykę, najgorzej traktowani przez Niemców byli Żydzi. Liczne ich mogiły pojedyncze i zbiorowe znajdowały się na terenie fabryki, osiedla i w przyległych lasach. Również źle traktowani byli jeńcy radzieccy. Los Polaków był bardzo różny, najgorzej było więźniom w hali nr 2. Głodni i źle traktowani byli przymusowo pracujący tu junacy. Stosunkowo najznośniej mieli dobrowolnie pracujący Polacy. Praca ta dawała im też zabezpieczenie przed wysyłką na przymusowe roboty do Niemiec.
Nieznana jest też liczba ludzi, którzy zginęli tu w czasie okupacji. Ci, u których szukałem informacji, najczęściej określali tę wielkość na kilkaset osób. Postawiony w wiele lat po wojnie przez miejscowych harcerzy pomnik przy drodze do Urzędowa nie stoi na miejscu jakiejś masowej mogiły. Jest on tylko symbolem mającym zwracać uwagę przechodniów, że byl w lesie obóz i że ginęli tu ludzie.
Nie obliczona jest też wielkość strat materialnych jakie w czasie wojny i okupacji poniosła fabryka. Główną ich pozycję stanowiły utracone maszyny i urządzenia fabryczne, mniejsze natomiast straty były w budynkach.
Józef Dzikowski